czwartek, 29 września 2011

Miesiąc na emigracji


Po miesiącu na obczyźnie nadal nie potrafię po niemiecku poprosić o podanie łyżki, ale za to znam takie pojęcia jak ładowarka przenośnikowa, kocioł parowy, suwnica czy turbina parowa przeciwprężna. Dali mi też ostatnio do przetłumaczenia tekst o pracy przymusowej Polaków podczas wojny – a niby to ja jestem złośliwa! Dalej było, że niemieccy robotnicy też wcale nie mieli wtedy tak dobrze i podali nawet konkretne sumy jakie zarabiali w przeliczeniu na euro. Chyba im powiem, że wieszanie takiej informacji w języku polskim nie ma większego sensu, bu u naszych rodaków podane kwoty zamiast współczucia, spowodują „ślinotok łapczywy”.
Wyspy mają to do siebie, że zazwyczaj są wyposażone w jakiś kawałek plaży. Mam więc i ja tutaj takową, na której w czasie wolnym mogę byczyć się do oporu. Abyście jednak nie myśleli, że wylądowałam w raju dodam, że Niemcy bardzo lubią kąpać się w morzu nago. Leżąc sobie zatem na plaży trzeba liczyć się z tym, że w każdej chwili może pojawić się jakiś stary, gruby, łysy Niemiaszek, radośnie wymachujący swoim fallusem. Gdybym była starą, grubą, pomarszczoną babą, zrewanżowałabym się równie mało estetycznym przedstawieniem, tylko bez fallusa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz