poniedziałek, 30 stycznia 2012

Jestem laska. Z Polski.


Znowu będzie lajfstajlowy wpis.
Zakupiłam yerba mate i zestaw do jej spożywania. Czuję się teraz jak ambasador wśród dzikiego plemienia Niemców. Co prawda jeszcze nie palę z tą społecznością blantów, ale i tak wydaje mi się, że mogę już powtarzać za Laską z Chłopaki nie płaczą: „Jestem laska. Z Polski” i oczami wyobraźni widzieć, jak ludzie dookoła ganiają w bambusowych spódniczkach. Muszę sobie zorganizować jeszcze kiełbasopusz  (to taki pióropusz, tylko, że z kiełbasy).

sobota, 21 stycznia 2012

Lajfstajl

Popadłam w nieroboholizm. To coś jak pracoholizm, z tą różnicą, że ja w pracy nie mam za bardzo nic do roboty, ale i tak codziennie siedzę godzinę dłużej. Dobrowolnie!
Dziś Dzień Babci, więc z tej okazji zamiast wina będzie wódka, a zamiast niemieckiego radia pstrykanie długopisem i wyrzuty czynione przez książkę, którą to niby miałam napisać. Poza tym, jak donosi gazeta: „Dyrektor muzeum Gross-Rosen przeprasza za pomysł darmowego Dnia Babci i Dziadka w obozie”.
Ot co można czynić zimą na zadupiu.
W TV 70-letnie Niemki robią szpagaty – naród stary ale krzepki!
Nadal nie wzrusza mnie Adele.
Lifestyle, lifestyle! – to teraz bardzo modne słowo. Ludzie piszą lajfstajlowe blogi, taka kasia tusk jak sobie kupi nową torebkę to pokazuje: patrzcie jaką mam ładną torebkę, ba! nawet demonstruje co wkłada do środka. I to jest właśnie lajfstajl! Moje teksty też są chyba takie trochę lajfstajlowe, taki lajfstajl na zadupiu.

piątek, 20 stycznia 2012

A niech się ociepla

 - Jeśli za taką łagodną „zimę” odpowiedzialne jest globalne ocieplenie, to mnie się ono podoba, jestem gotowa na jego rzecz co miesiąc wyrzucać telewizor do śmietnika.
 - A to coś daje?
 - Nie wiem, ale ekolodzy są przeciw.

wtorek, 17 stycznia 2012

Luźne zapiski

Znów przepłaciłam w sklepie, bo kiedy spytałam o cenę, nie umiałam powiedzieć, że za drogie i wyjść. W Polsce nie miałabym chyba żadnych oporów w tym względzie, a tu się jakoś krępuję. 
Krzesło mi się zepsuło. Każdego dnia lepiej rozumiem, dlaczego tak niewiele płacę za  niemieckie lokum.
Wczoraj w nocy jakiś dziadek uczył mnie, jak się wciąga nosem kolorowe kulki polane płynem. Zaraz potem budzik popełnił tak duży nietakt, że długo nie potrafiłam mu tego wybaczyć.
Uodporniłam się na niemieckie radio, kiedy mówią to udaję, że nie słyszę. Właściwie to nawet nie udaję, ja naprawdę już tego nie słyszę.
Szpinak jednak jest jadalny.

środa, 11 stycznia 2012

Umiejętności w stylu "coś tam"


Pewnego razu wypełniałam taki formularz, w którym jeden z punktów nakazywał pochwalenie się jakimiś umiejętnościami (np. haftowanie czy coś tam), które dałoby się przekazać jakiejś dzieciarni, np. w formie warsztatów. Pole było obowiązkowe, więc nie sposób uchylić się od odpowiedzi, należało usiąść i zastanowić się, czy ja potrafię robić coś tam. Okazało się, że potrafię!

1.    Wydaje mi się, że umiem szyć na maszynie, chociaż nigdy nie zostało to sprawdzone w praktyce.
2.    Mogę przeprowadzić warsztaty, z zakresu przygotowania i konsumpcji sałatki żydowskiej. Dodatkowo, gdyby okazała się niesmaczna, mogę pokazać jak profesjonalnie poupychać ją w doniczkach z kwiatami - tu gratisowa umiejętność: przygotowanie nawozu dla kwiatów doniczkowych.
3.    Umiem zorganizować rajd na orientację. Zasady są proste: wywożę dzieci do lasu (najlepiej daleko) i każę im wrócić do domu.
4.    Potrafię już odebrać telefon po niemiecku (wcześniej jak dzwonił to chowałam się pod biurko, pogłaśniałam muzykę i udawałam, że nie słyszę).
5.    Umiem zaparkować samochód, w sposób artystyczny (preferowane style: parkingowy nieład i krzywizna).
6.    Wydaje mi się, że potrafię powiedzieć Niemcowi, że jest głupi, a gdy mi odpowie, udawać, że nie rozumiem.

I proszę, jak jestem wszechstronnie uzdolniona. Tyle talentów w jednej osobie, to niespotykane!

wtorek, 10 stycznia 2012

Niemiec jest niemcem


Niemcy mają jakoś tak, że bardzo lubią się ze sobą witać. Serwują sobie, niezależnie od tego czy się znają, jakieś takie jakby hamerykańskie „hi!”, tylko że „hallo!”. Przyjechała jakiś czas temu do Polski grupka młodych Niemców i mocno zaskoczyło ich to, że Polacy tego nie robią. Zapytali więc zdziwieni, kiedy w takim razie należy się u nas przywitać z bliźnim? Bez namysłu odpowiadam: „gdy go znasz lub czegoś od niego chcesz”.

Poza tym bardzo nie podoba im się nazwa „Niemcy”. Od początku jakoś im to nie leżało, więc nie miałam wyrzutów sumienia tłumacząc, że słowo pochodzi od określenia „niemy” i za takich też ich w zamierzchłych czasach Słowianie uważali. Dodam jeszcze, że z kolei słowo „Szkop” wzbudza wśród Niemców powszechną radość i bardzo im się podoba, więc nie wiem skąd przypuszczenie, że można nim kogokolwiek obrazić.

piątek, 6 stycznia 2012

Bolesne przeżycia


Przywiozłam sobie radio. Obiecałam, że będę słuchać niemieckich stacji celem nauki języka, dopóki nie pojawi się Rihana lub coś innego, na co stwierdzono u mnie poważną alergię. Niestety trafiłam na radio, w którym puszczają głównie jakieś niemieckie piosenki, a to nie daje mi odpowiedniego pretekstu do jego unieszkodliwienia szybkim, acz mocnym uderzeniem o ścianę. Na szczęście spikerzy w chwilach wolnych od niemieckiej muzyki mówią głównie o pogodzie, więc mogę szczycić się wysokim poziomem zrozumienia tekstów mówionych.

Dowiedziałam się, że ten wiatr i deszcz, z którymi mam tu od kilku dni do czynienia, to wichury szalejące w całym regionie i wiatr osiąga prędkość ponad 100 km/h. Wczoraj jechałam po pracy na zakupy, byłam w pobliżu wejścia na plażę, więc pomyślałam, że pójdę chociaż raz zobaczyć sztorm. Poświęcenie było niemałe, bo wysiadłam z auta pomimo przeziębienia, ciemności i kawałka lasu, w którym mogą być dziki i latające gałęzie. Przeszłam te 500 m lasu i już zaczęłam podejrzewać, że coś jest pod górkę, bo na parkingu wiatr urywa głowę, a w lesie nie nawet nie próbuje. Wyszłam na plażę, a tam ani śladu po jakiejkolwiek wichurze! Morze spokojnie sobie pluska jak gdyby nigdy nic, bez choćby najmniejszej fali, falki, faluni! Wróciłam więc na wietrzną stronę lasu, nieskalana żadną spadającą gałęzią, patykiem lub choćby szyszką, ani nawet nie obwąchana przez żadnego dzika.

Odwiedził mnie dziś Herr Dyrektor. Przyszedł, uścisnął dłoń, powiedział „dzień dobry” i wyszedł. Początkowo myślałam, że to może taki jakiś wyraz uprzejmości, szacunku i Bóg wie czego. Teraz dotarła do mnie brutalna prawda: on po prostu pomylił gabinety.

środa, 4 stycznia 2012

Walka z niemieckim

Ł: - Kupiłaś sobie jakiś podręcznik do nauki niemieckiego?
A: - Tak, niedawno przyszedł. Nawet już go dotknęłam! Ale tak delikatnie, aby nie za bardzo, a właściwie to podźgałam tylko patykiem
Ł: - Czyli rozpoznajesz przeciwnika przed walką, ale bez ofensywy.
A: - Dokładnie. Może nawet zaryzykuję, podejdę na tyły wroga i zasięgnę języka.
Ł: - Czyli?
A: - Przewertuję tę książkę. Wczoraj zrobiłam wszystkie tłumaczenia, więc należy mi się chwila wytchnienia, prawda?
Ł: - A to co dziś robisz…?
A: - Zbieram się w sobie i gotuję do walki.
Ł: - Czyli nic.
A: - Nie bądź bezczelny!