wtorek, 18 września 2012

Robota wciąga

Znów sobie dziś poetycko pomyślałam podczas szlifowania deski, że ja szlifuję ją, a to drewno szlifuje mnie i nawet nie chodzi tu o to, że w końcu to ja panuję nad szlifierką, a nie ona nade mną. Z poezji jednak jak wiadomo tylko kpić potrafię, więc z kariery narodowego wieszcza raczej nici. Coraz bardziej mi się ta praca podoba. Stoję sobie, tnę drewno na 6-centymetrowe kołki taką jedną machiną piekielną, której już się jednak nie boję, szlifuję później końcówki, myślę co zrobię na obiad, co na blogu napiszę, co tam w życiu dody - bardzo przyjemna praca. Chodzę sobie cały dzień w bojówkach, które dotąd służyły mi jedynie do siedzenia przed telewizorem - teraz doceniam każdą z licznych kieszeni. Po arbajcie natomiast przebieram się za kobietę, bo nie ma to tamto - robota robotą, ale w drzwiach to mnie proszę przepuszczać przodem! Ogólnie rzecz biorąc zaczynam myśleć nad karierą rzemieślnika, pewnie mi z czasem przejdzie, ale jakby chciał mnie zatrudnić na dłużej jakiś cieśla, stolarz czy inny tartak to ja bardzo chętnie. Do wyższego wykształcenia nie przyznaję się tu nikomu, bo i po co im wiedzieć, że ja historyk - dopiero by się koledzy robotnicy śmiali! Niedawno zapytali ile mam lat. Odpowiedziałam, że mam tyle na ile wyglądam. Dali mi 19.

piątek, 14 września 2012

Pozłacana myśl nr 8

O znajomości języka obcego można mówić dopiero wtedy, gdy rozumiesz kiedy i dlaczego drą z ciebie łacha oraz umiesz się odpowiednio odgryźć.

środa, 12 września 2012

Koledzy

Kierownik dalej chory, więc siedzą wszyscy, fajki palą i patrzą znudzonym wzrokiem na stertę drewna czekającego aż ktoś coś z nim zrobi. Przyszedł gość zastępujący kierownika. Niby minę ma groźną i jest wystarczająco antypatyczny, kiedy burczy zamiast mówić normalnie, a jednak władza jego jest raczej niewielkich rozmiarów.
Rottweiler patrząc na bandę nierobów: - Czemu znowu nie pracujecie? 
Szczerbaty Rewiński podnosi wzrok i mówi smętnym tonem: - Ja bym popracował, ale koledzy mi nie pozwalają.
Owi koledzy patrzą po sobie i po kolei każdy: - Ja też bym popracował, ale ci koledzy...
Rottweiler podsumował to zrezygnowanym: - Ach so... - po czym opuścił plac zabaw. 

Prawdę powiedział Andrzej Stasiuk, pisząc, że Niemcy wschodni to brakujące ogniwo pomiędzy Słowianami a Germanami.

poniedziałek, 10 września 2012

Kiero dzieś se poszed

Nie było dziś Bohdana Smolenia (znaczy kierownika), więc robota w polskim stylu: jeden pracował, a pięcioro nas patrzyło. Ten co pracował to taka szczerbata wersja Janusza Rewińskiego. Gość ma tyle siły, że jak stuknął dwa razy pięścią to się cała paleta, której nijak nie szło rozmontować, rozleciała na kawałki w trymiga. Tak sobie szczerbaty Rewiński stukał młotkiem, najpierw zbijał rzeczy potrzebne, swoją robotę wykonywał, a jak mu się deski skończyły, zaczął wbijać gwoździe ot tak, byle gdzie. Ktoś mu mówi, że „co robisz? Materiał marnujesz”, a Rewiński spojrzał spod krzaczastych brwi i niby po niemiecku, ale jak Polak zapytał:
 - A bo to moje?

czwartek, 6 września 2012

Siekierezada

Poudawałam trochę, że pracuję, pogadałam z robotnikami i już się zaczynam łapać w tutejszych niuansach towarzyskich. Wiem, że w ekipie prym wiedzie taka jedna fest-baba – nazwijmy ją Helga, chociaż formalnie szefem jest gość, wyglądający jak Bohdan Smoleń. Jest facet, którego nikt nie lubi, bo śmierdzi cebulą i nabijanie się z tego tematu jest dozwolone w każdej ilości. Pracuje tu też jeden zgermanizowany Polak i okazało się, że wczorajsze tekściki były jedynie koleżeńską złośliwością w jego kierunku. Jest kilku młodych chłopaków, którzy ilekroć jestem w pobliżu pracują jak dzicy – Polak patrząc na ich wysiłki mówi do mnie: „popisują się szczeniaki!”. Właściwie taka tu chyba moja rola, maskotka drużyny, bo przecież nic ciężkiego nie podniosę, a siekierą to się mogę co najwyżej podrapać. Piły mechanicznej nie dotknę, bo już mi Polak pokazał jak sobie odciął kawałek kciuka. Powoli zaczynam się czuć jak jakiś Stachura między drwalami, aż sobie dziś nawet raz tak poetycko pomyślałam, że obrabiane drzewo krwawi kiedy po obdarciu ze skóry gdzieniegdzie pojawia się kropla żywicy.

środa, 5 września 2012

Do Polski z tym!

Praca moja tym razem jest bardziej fizyczna niż intelektualna, ale taki los humanistów. Po pierwszym dniu wrażenia pozytywne, bo jako kobieta zawsze mam możliwość powiedzenia: „scheisse, nie robię!”, ale póki co nie musiałam raczej z tego korzystać, bo praca spokojna i nieszczególnie męcząca. Mogę natomiast już opowiedzieć pierwszą historię jaka mi się przytrafiła.
Mieszkam w tym samym budynku, w którym pracuję i dostali my dzisiaj z takim jednym Niemiaszkiem karton z jakimiś rzeczami i mieliśmy sobie wybrać, co nam jest do mieszkania potrzebne, a co nie. Po selekcji poszliśmy wraz ze stertą do niczego nieprzydatnych dupereli do gościa, któremu mieliśmy to oddać. Pokazujemy co mamy, on myśli na głos, że też nie za bardzo ma co z tym zrobić, a stojący w pobliżu, obserwujący sytuację, niemieccy robotnicy krzyczą: „do Polski z tym, Polakom to dać!”.

wtorek, 4 września 2012

Nowe niemieckie miasteczko

Posiedziałam chwilę w domu rodzinnym i pognało mnie dalej w świat. Znów Niemcy i znów zadupie, ale teraz wiocha jest ciut większa i zamiast morza mam góry, więc całkiem nieźle to wygląda. Po roku w pustelni powoli oswajam się z ludźmi, ale spokojnie, należy mi ich podawać w rozsądnych dawkach abym się nie przestraszyła i nie uciekła. W tej nowej wiosce, chociaż 10 tys. mieszkańców to chyba już miasto, prawda?, fryzjer męski musi cieszyć się niezbyt dobrą sławą, bo mężczyźni chodzą zarośnięci jak Dziadek Mróz lub hodują baki na pół policzka każdy – a może to jakieś krasnoludy? Jako, że to górska mieścinka, jadąc tu autem dostałam niezły wycisk. Powiem tak: niemieckie „die Kurve” to jednak bardzo odpowiednia nazwa dla zakrętów, a jeszcze dodać do tego należy masę remontów i zamknięcie sporej części dróg, bez ustalonych objazdów, w obcej okolicy – apokalipsa! Jakoś jednak tu dotarłam i posiedzę przez najbliższe pół roku.