piątek, 20 lipca 2012

Początek końca

Już niewiele czasu zostało do końca mojego niemieckiego wygnania. Nie wiem co będę robić potem, ale i tak liczę nadgodziny aby urwać się szybciej. Codziennie cztery razy osiem wychodzi mi trzydzieści dwa. Każdego dnia wykonując mnożenie w głowie (bo umiem) jest tyle samo, a zawsze mam nadzieję, że może jednak przeżyję jakieś zaskoczenie. Nie chce mi się pisać, temat niemieckiego zadupia już się skończył, tu też niewiele już mnie zaskakuje. Chciałabym się nauczyć czegoś nowego, może jakieś angażujące hobby sobie znaleźć, pracę ciekawą. Już prawie zostałam miłośniczką szachów, ale kiedy ustawiłam w komputerze poziom trudności na wyższy (2/10), przestało być zabawnie. Krzyżówki rozwiązuję też tylko do momentu, w którym się zatykam na pytaniu, jak nazywa się filipiński lotokot - gdyby stała przede mną Kazimiera Szczuka pewnie bym się rozpłakała.