czwartek, 29 września 2011

Miesiąc na emigracji


Po miesiącu na obczyźnie nadal nie potrafię po niemiecku poprosić o podanie łyżki, ale za to znam takie pojęcia jak ładowarka przenośnikowa, kocioł parowy, suwnica czy turbina parowa przeciwprężna. Dali mi też ostatnio do przetłumaczenia tekst o pracy przymusowej Polaków podczas wojny – a niby to ja jestem złośliwa! Dalej było, że niemieccy robotnicy też wcale nie mieli wtedy tak dobrze i podali nawet konkretne sumy jakie zarabiali w przeliczeniu na euro. Chyba im powiem, że wieszanie takiej informacji w języku polskim nie ma większego sensu, bu u naszych rodaków podane kwoty zamiast współczucia, spowodują „ślinotok łapczywy”.
Wyspy mają to do siebie, że zazwyczaj są wyposażone w jakiś kawałek plaży. Mam więc i ja tutaj takową, na której w czasie wolnym mogę byczyć się do oporu. Abyście jednak nie myśleli, że wylądowałam w raju dodam, że Niemcy bardzo lubią kąpać się w morzu nago. Leżąc sobie zatem na plaży trzeba liczyć się z tym, że w każdej chwili może pojawić się jakiś stary, gruby, łysy Niemiaszek, radośnie wymachujący swoim fallusem. Gdybym była starą, grubą, pomarszczoną babą, zrewanżowałabym się równie mało estetycznym przedstawieniem, tylko bez fallusa.

sobota, 24 września 2011

Pokojowo

Zapoznałam wczoraj kilku niemieckich skinheadów. Może mnie nawet trochę polubili, bo nie powiedziałam nic oprócz „hallo” i kilku „ja”, dzięki czemu mogłam uchodzić za rodowitą Niemkę. Wiedzieliście że Niemcy teraz są pacyfistami? Poważnie, oni naprawdę miłują pokój, a wszelkie militarne akcenty są tu raczej źle widziane.

wtorek, 20 września 2011

Jak zaludnić Niemcy


Wyspę na której mieszkam określam jako prawie-bezludną lub bardzo-mało-ludną. Jest na to prosta rada:
Należy zakwaterować po jednej cygańskiej rodzinie w każdej wiosce.
Autor pomysłu: Liść (TU link do jego bloga)

środa, 14 września 2011

Współlokatorzy

Od kilku dni mieszka ze mną dwoje niemieckich współlokatorów. Najpierw wprowadził się jeden, a dzień później następny. Zameldowali się w czasie, kiedy byłam w pracy. Oboje są bardzo taktowni i aby mnie nie kłopotać weszli oknem. Pierwszy wykazał się wysoką kulturą osobistą i zaczekał na mój powrót w widocznym miejscu, abyśmy mogli trochę się poznać. Było mi z tego powodu niezmiernie miło. Posiedzieliśmy sobie tak z godzinkę i zrobiło się nawet nieco romantycznie – ja patrzyłam na niego myśląc, że nigdy nie byłabym w stanie wyrządzić mu krzywdy, on natomiast patrząc na mnie zastanawiał się, czy dałby radę zjeść mnie od razu w całości, czy powinien raczej po kawałku. Dzień później przybył drugi towarzysz lub może towarzyszka – nie mam co do tego pewności. Tu już nie było tak elegancko, zamiast zaczekać na mnie w widocznym miejscu i od razu się trochę zaznajomić, postanowiła nastraszyć mnie wychodząc z ciemnego kąta w niespodziewanym momencie, co swoją drogą było z jej strony bardzo figlarne. Kolejnego dnia moi współlokatorzy postanowili dokładnie się rozejrzeć po pokoju i poczyniliśmy pewne ustalenia co do granic naszej prywatności. Ja prosiłam tylko o to, aby żaden z nich nie podchodził zbyt blisko mojego łóżka. Niestety już pierwszej nocy po tej konwersacji granica została przekroczona. Nie mam pewności co do tego, który się tego dopuścił, ale raczej podejrzewam pierwszego. Trochę się o to pogniewałam, strzeliłam nawet małego foszka. Następnego dnia moi współlokatorzy postanowili urządzić sobie romantyczny wieczór i cały przesiedzieli razem w ciemnym kącie. Czułam się nawet nieco niezręcznie, jednak przebaczyłam im tę niedyskrecję, kiedy nazajutrz po całej ścianie ganiały małe pajączki. Moi współlokatorzy do małych z całą pewnością nie należą, więc jeśli to oni je zmajstrowali, to zapewne pajączki jeszcze urosną. Czytała: Krystyna Czubówna.

poniedziałek, 12 września 2011

Praca fizyczna

Dzis i mnie zaprzegli do pracy fizycznej. Nie, zebym nie sprawdzila sie w intelektualnej, ale po prostu trzeba bylo cos zrobic, srednia wieku pracownikow waha sie cos kolo piecdziesiatki, wiec przypomnieli sobie, ze z praca Polakow dla Niemcow maja przeciez solidne tradycje. Pierwszy raz w zyciu mam doczynienia ze srubokretem i poznaje dzis niemiecki od strony: wez, podaj, wyzej, nizej, scheise, palec, amputacja...

piątek, 9 września 2011

Pierwszy tydzien na emigracji


Od tygodnia jestem na tej niemieckiej prawie-bezludnej (lub inaczej malo-ludnej) wyspie. Brak polskich znakow sponsoruje niemiecka klawiatura, jaka dysponuje w arbeicie. Wlasciwie to calkiem niezla ta moja praca! Jednoczesnie zaczelam ja i taka jedna Niemka. Niemke od razu poslali do pracy fizycznej, a mi dali caly gabinet na wylacznosc, zlozyli hold z racji tego, ze jestem historykiem (pierwszy raz w zyciu czuje sie z tego powodu dumna!) i zaprosili do pracy intelektualnej. Zostalam juz nawet gwiazda regionalnej telewizji - przyszli raz z kamerami i filmowali jako taka ciekawostke przyrodnicza (patrzcie, ci ze wschodu to juz nie chodza w zwierzecych futrach i nie machaja maczugami!). Na szczescie nie kazali mi nic mowic, kierowniczka troche poopowiadala, ale nie bardzo zrozumialam, czy sa dumni z tego, jak dobra jestem pracownica, czy raczej z siebie, jak bardzo wielkiem milosierdzem wykazuje sie dyrekcja przygarniajac bezrobotnych humanistow z Polski.
Ogolnie to te Szkopy sa calkiem sympatyczne! Chociaz czasem mam watpliwosci, czy te usmiechy to szczere, czy raczej: "Synku, widziales kiedys debilka? O popatrz, tam stoi, usmiechnij sie teraz grzecznie i powiedz hallo!". Na tej wzypie wszyscy sie do siebie ciesza i witaja i ja rowniez zostalam wciagnieta w te kurtuazyjne wymiany uprzejmosci.
Co do niemieckiego to nauczylam sie jednej waznej zasady: jesli nie wiesz, co powiedziec, mow: "ja". Takie "ja" jest zawsze dobrze widziane, a i dzieki temu rozmowca odnosi wrazenie, ze zostal wysluchany i zrozumiany.  Jeszcze jedno: lepiej niz "ich verstehe nicht"*, brzmi: "ich verstehe, aber nicht alles"** Czasem zdarza mi sie poszalec i tez cos powiedziec. Pare razy nawet skusilam sie na jakis maly zarcik sytuacyjny, ale nigdy nie mam pewnosci, czy smieja sie, bo smieszne, czy cos przekrecilam i to wprawilo ich w dobry humor.
Niekiedy prosza mnie o przetlumaczenie na ichniejszy jakiegos krotkiego tekstu z internetu tak, jakby chcieli wiedziec, czy czasem nikt ich nie obraza w sieci. Mam nadzieje, ze nie dostane kiedys kawalka swojego bloga. 

* Nie rozumiem
** Rozumiem, ale nie wszystko